Współcześnie niezwykle trudno znaleźć rozmówcę, który bez wahania wyjaśni, na czym polegały obowiązki bednarza, latarnika bądź czapnika. Fachy te, choć jeszcze kilkadziesiąt lat temu wpisywały się w codzienność, obecnie bezpowrotnie znikają z polszczyzny oraz ludzkich myśli. Równolegle przepada mądrość transferowana między pokoleniami. Problem ten – zauważalny głównie u najmłodszych – zdiagnozowano w raporcie „Edukacja dla pamięci”, stworzonym na zlecenie Instytutu Pamięci Narodowej. Gdy historia zaciera się w umysłach, kultura wyrasta na najpewniejszego obrońcę spuścizny. Pisarze, reżyserzy, malarze oraz fotografowie wchodzą w rolę kronikarzy minionych czasów, pragnąc ocalić dzieje rzemieślników. W swoich dziełach nie tylko opisują techniki czy instrumentarium, lecz przede wszystkim konserwują etos pracy, znoje dnia powszedniego i rangę społeczną gasnących profesji. W ten sposób przenoszą je z zakurzonych pracowni oraz pól do zbiorowej świadomości, gdzie zyskują szansę, aby przetrwać wiecznie.
Świat zapomnianego rzemiosła
Wielowymiarowy proces odchodzenia w niepamięć dawnych fachów ma swoją genezę w epoce pary, lecz obecnie zjawisko to potęguje wszechobecna transformacja cyfrowa. Profesje gwarantujące niegdyś autarkię lokalnym wspólnotom – mowa tu o kowalach, bednarzach, kołodziejach czy garncarzach – straciły rację bytu w konfrontacji z zakładami przemysłowymi, oferującymi towary tanie i powszechne. Ewolucji uległy codzienne nawyki oraz żądania nabywców. Maszynowe serie wyparły ręcznie kute gwoździe, tworzywa sztuczne wraz z metalem zastąpiły drewniane beczki, a stal nierdzewna zdetronizowała gliniane czerepy. Analogiczny scenariusz stał się udziałem zdunów, zbędnych w dobie centralnego ogrzewania, jak również wędrownych szlifierzy bądź koronczarek.
Zmierzch owych specjalizacji wywołuje szkody wykraczające znacznie poza bilans ekonomiczny, gdyż uderza bezpośrednio w zasoby kultury. Każdy rzemieślnik strzegł unikalnych sekretów dotyczących tworzywa, technik oraz warsztatu. To specyficzne know-how, ewoluujące przez stulecia, stanowiło bezcenny składnik niematerialnej spuścizny, która w obliczu braku szczegółowej dokumentacji przepada niestety na zawsze.
Śladami minionych zajęć
Dzieła plastyczne oraz utwory literackie przeobrażają się w unikalny rezerwuar pamięci, który ocala wymierające fachy od zapomnienia. Mistrzowie pióra i pędzla – urzeczeni ulotną rzeczywistością – wnikliwie rekonstruują dawną codzienność, wzbogacając ją zarazem o ponadczasową alegorię. Te artystyczne wizje ukazują nam trudy rzemiosła sprzed lat i pozwalają wczuć się w puls tamtych dni. Dzięki temu pojmujemy istotę owych obowiązków oraz oddajemy należny hołd ludzkiemu znojowi, nierozerwalnie złączonemu z historią.
Żniwiarz – odwieczny cykl agrarnego trudu
W rodzimym dorobku kulturowym wizerunek człowieka pracującego z kosą w dłoni zyskał rangę ikony. Uosabia on nie tylko fizyczny wysiłek, powtarzalny niczym pory roku, ale też głęboką symbiozę ludzkiego losu z przyrodą. Szukając najbardziej wnikliwego obrazu wiejskiej gromady oraz wyzwań związanych z gromadzeniem plonów, kierujemy wzrok na reymontowską epopeję. Autor „Chłopów” z pieczołowitością etnografa odmalował tam sekwencję rolniczych obowiązków. Jego narracja cechuje się tak wielką sugestywnością, że odbiorca niemal namacalnie chłonie aurę tamtych chwil:
Chałupy były pozawierane, bo wszystko, co jeno żyło i mogło się dźwignąć z miejsca, ruszało do żniw, że nawet dzieci, nawet stare i schorzałe, nawet pieski rwały się z postronków i ciągnęły od opustoszałych domostw za narodem. Że już na wszystkich polach, jak jeno było można sięgnąć okiem, w straszliwym skwarze, wśród zbóż złotawych, w rozmigotanem i ślepiącem powietrzu, od świtu do późnego wieczora połyskiwały sierpy i kosy, bielały koszule, czerwieniały wełniaki, gmerali się niestrudzenie ludzie i szła cicha, wytężona robota, i nikto się już nie lenił, na somsiadów nie oglądał, o niczem drugiem nie myślał, a jeno, przygięty nad zagonem kiej wół, w pocie czoła pracował.
(Władysław Reymont, „Chłopi”, Tom IV – Lato)
Artyści epoki Młodej Polski, pośród których prym wiódł Józef Chełmoński, przenieśli na płótno rzeczywistość, której tempo dyktowały obowiązki rolnicze. Świeża kinowa interpretacja „Chłopów” przywróciła tamtym scenom intensywność, ukazując publiczności estetykę i ogromny trud wpisany w zawód żniwiarza. Obecnie tę funkcję wykonują niemal wyłącznie automaty. Kombajny oraz ciągniki wyparły proste przyrządy i pracę grupową, dominując w krajobrazie dzisiejszych gospodarstw.
Zdun – twórca serca dawnego domu
Fachowiec, który wznosił i reperował kaflowe paleniska, odgrywał niegdyś doniosłą rolę w każdym domostwie. Stworzona przez niego konstrukcja grzewcza skupiała życie rodzinne, gwarantowała ciepło oraz umożliwiała gotowanie strawy. Rzemiosło to wymagało głębokiego rozeznania w zasadach cyrkulacji termicznej oraz specyfice materiałów. Zdun musiał działać z najwyższą precyzją, gdyż jego kompetencje bezpośrednio decydowały o bezpieczeństwie i wygodzie lokatorów.
Twórcy literatury rzadko czynią zduna głównym bohaterem, zazwyczaj umieszczając go w tle powieści historycznych bądź obyczajowych jako stały element dawnej codzienności. Wyrazistym wyjątkiem pozostaje jednak Mirsz, postać uwieczniona przez Józefa Ignacego Kraszewskiego na kartach „Starej baśni”. Obecnie, kiedy piece kaflowe zyskują uznanie jako ekskluzywne detale wnętrzarskie, zawód ten przeżywa odrodzenie, choć w znacznie węższym zakresie. Archiwalne fotografie, filmy oraz przekazy ostatnich żyjących mistrzów stanowią bezcenne zasoby dla współczesnych artystów rzemiosła. Dzięki nim potrafią oni wiernie odtwarzać minione techniki oraz wzornictwo.
Kołodziej – zapomniany mistrz napędzający machinę dziejów
Specjaliści konstruujący drewniane koła do wozów i bryczek stanowią dowód na to, jak bezwzględnie innowacje potrafią wyprzeć tradycję. Gdy upowszechniło się ogumienie pneumatyczne, ten unikalny fach stał się całkowicie zbyteczny. Mimo to wkład owych mistrzów w rozwój cywilizacji pozostaje ogromny – sprawny tabor umożliwiał przecież logistykę, szeroką wymianę towarową oraz skomplikowane manewry wojskowe. Rodzima kultura mocno strzeże pamięci o tym zajęciu, przywołując postać mitycznego Piasta. Jakkolwiek historycy nie potwierdzają jego związków z rzemiosłem, legenda trwale nadała mu przydomek kołodzieja, widząc w nim symbol rzetelnej pracy, pokory oraz troski o dobro ogółu.
Artyści osadzający fabułę w minionych wiekach chętnie wkomponowują warsztat rzemieślniczy w krajobraz dawnych osad. Nawet jeśli rzadko gra on główną rolę, jego widok skutecznie buduje atmosferę czasów przedprzemysłowych. Etnografowie i dokumentaliści uchronili arkana tej sztuki przed całkowitym zapomnieniem. Dzięki ich wysiłkom znamy dziś niuanse doboru surowca, metody profilowania szprych czy piasty, a także technikę precyzyjnego osadzania metalowych okuć.
Latarnik – metafora oddania i przemijania
Współcześnie technologia wypiera ludzi z latarni, a ten ginący fach stał się trwałym, kulturowym znakiem wierności ideom oraz głębokiego osamotnienia. Nim jednak literaci dostrzegli w nim materiał na egzystencjalne dramaty, praca ta w pierwszej kolejności decydowała o przeżyciu na morzu. Nawet drobna pomyłka groziła śmiercią setek osób. Ogromny ciężar odpowiedzialności związany z tą posadą, o którą zabiegał Skawiński, plastycznie odmalował Henryk Sienkiewicz we wstępie swojego słynnego dzieła.
Zawakowało tedy miejsce latarnika, które trzeba było jak najprędzej obsadzić, ponieważ latarnia niemałe ma znaczenie tak dla ruchu miejscowego, jak i dla okrętów idących z New Yorku do Panamy. Zatoka Moskitów obfituje w piaszczyste ławice i zaspy, między którymi droga nawet w dzień jest trudna, w nocy zaś, zwłaszcza wśród mgieł podnoszących się często na tych ogrzewanych podzwrotnikowym słońcem wodach prawie niepodobna. Jedynym wówczas przewodnikiem dla licznych statków bywa światło latarni.
(Henryk Sienkiewicz, „Latarnik”)
Henryk Sienkiewicz ukazuje głębię dramatu swego bohatera w pełni dopiero wówczas, gdy konfrontuje go z potężnym ciężarem spoczywającej na nim odpowiedzialności. Twórca unaocznia odbiorcom niszczycielską moc tęsknoty oraz wpływ słowa pisanego na ludzką psychikę – tak wielki, że sterany życiem wędrowiec zaniedbuje powierzoną mu straż. Właśnie ów konflikt między rygorem zawodowym a wewnętrznym wstrząsem nadaje historii latarnika ponadczasowy sens i sprawia, że opowieść ta zajmuje trwałe miejsce w świadomości kolejnych pokoleń.
Kolejne rzemiosła zachowane w pamięci dzięki estradzie i ekranowi
Zestawienie fachów, które przetrwały w artystycznych wizjach, mimo że w rzeczywistości odeszły w niepamięć, okazuje się niezwykle obszerne. X Muza oraz scena, operując obrazem i akustyką, sugestywnie wskrzeszają rzemiosła definiowane przez specyficzny gwar czy rytm działań. Nawet epizodyczne ukazanie pracownika utrwala go w świadomości odbiorców i chroni przed całkowitym zapomnieniem dziedzictwo dawnej codzienności.
- Młynarz – niegdyś postać centralna dla wiejskiej społeczności, dbająca o aprowizację w mąkę. Budynek młyna, stanowiący serce lokalnych spotkań, zajmuje ważne miejsce w obu adaptacjach „Znachora” – tej nakręconej przez Jerzego Hoffmana oraz nowszej, w reżyserii Michała Gazdy. Właśnie w tym miejscu profesor Wilczur otrzymuje pomoc, a szorstki w obejściu Prokop udowadnia swoją wielkoduszność.
- Dorożkarz – dawniej stały fragment krajobrazu metropolii, obecnie stanowiący jedynie atrakcję dla zwiedzających. Ten zawód symbolizuje spokojniejsze tempo egzystencji i nostalgiczny urok minionych dekad. Twórcy wielokrotnie portretowali go w obrazach filmowych o przedwojennej stolicy oraz w balladach, które wylansował Stanisław Grzesiuk.
- Zecer – rzemieślnik układający manualnie metalowe litery, którego rolę przejęły komputery. Steven Spielberg w produkcji „Czwarta władza” („The Post”) plastycznie oddał ten żmudny i wymagający skupienia trud. Reżyser uczynił z zecerów cichych współtwórców walki o niezależność mediów.
Dlaczego pielęgnowanie wspomnień o dawnym rzemiośle ma sens dla ogółu?
Pamięć o znikających profesjach wnosi do przestrzeni publicznej treści o wiele istotniejsze niż jedynie rzewne wspomnienia minionych lat. Ten aspekt posiada głęboki wymiar cywilizacyjny oraz definiuje naszą przynależność kulturową. Informacje na temat starych zajęć pozwalają pojąć, w jaki sposób ewoluowały grupy, rynki czy więzi łączące ludzi. Obrazują one realia egzystencji pradziadków, przeszkody, które pokonywali, a także talenty gwarantujące przetrwanie lokalnym społecznościom. Ułatwia to międzypokoleniowy dialog, tak potrzebny w dobie pędzącej transformacji, która często pozbawia młodych stabilnego gruntu pod nogami.
Spojrzenie na odchodzące w niebyt specjalizacje to nie tylko lekcja dziejów, ale też okazja do głębszego namysłu nad własnym ja. Rękodzieło, wytrwałość i pieczołowitość stanowią wyrazistą antytezę dla pędu wirtualnego świata. Archaiczne techniki, cechujące się wielkim respektem dla tworzywa, mogą dziś stymulować artystów poszukujących innej drogi niż ta oferowana przez przemysłową unifikację. Utrwalenie owych kompetencji zabezpiecza spuściznę niematerialną i dowodzi, że etos pracy czy pasja to cnoty wciąż aktualne – także dla osób stawiających pierwsze kroki w dorosłość.
Podsumowanie
W dobie gwałtownego pędu ku nowoczesności, który bezlitośnie zaciera ślady minionych epok, kultura podejmuje się roli najważniejszego kustosza pamięci. Pisarze, filmowcy oraz twórcy sztuk wizualnych sprawiają, że dawno porzucone zajęcia odzyskują witalność – przestają funkcjonować wyłącznie jako encyklopedyczne terminy, a przekształcają się w poruszające świadectwa ludzkiego znoju i losu. Autorzy nie poprzestają na suchym opisie warsztatu czy instrumentarium, lecz rekreują pełną atmosferę dawnych pracowni, dzięki czemu odbiorca niemal słyszy rytmiczny stukot narzędzi i czuje woń obrabianych materiałów. Utrwalone w ten sposób narracje pozwalają wymarłym rzemiosłom trwać w świadomości zbiorowej, stanowiąc inspirację oraz przypomnienie o rodowodzie całej społeczności. Wizja artystyczna wynosi te profesje na wyższy poziom znaczeniowy, ratuje je przed ostatecznym niebytem i włącza w obręb tożsamości spajającej historię z teraźniejszością oraz przyszłością.
Źródła:
- Agro-Sieć
- Zdun, druciarz, sitarz … na szlaku ginących zawodów – NIKiDW
- Kołodziej – specjalista od produkcji wozów – NIKiDW
- Beczki, cebrzyki, balie – efekt pracy bednarza – NIKiDW
- Henryk Sienkiewicz, „Latarnik” – Wolne Lektury
- Władysław Reymont, „Chłopi”, Tom IV – Lato – Wolne Lektury
Artykuł powstał we współpracy z partnerem serwisu.
Autor tekstu: Joanna Ważny
